środa, 22 lutego 2012

05. Miecz Hekatomby. (część 5)

Lingun ocknął się obolały i oszołomiony. Krew napływała mu do potłuczonej głowy, boleśnie pulsując w skroniach. Otworzył powieki i przeraził się, że stracił wzrok. Dopiero po chwili dotarło do niego, że znalazł się znowu w kompletnych ciemnościach. Najwyraźniej kamień Yul przestał działać. Najwyraźniej, choć nie wymagał ciągłego trzymania w dłoni, koniecznym było, by ten, kto z niego korzysta był przytomny. Mężczyzna nie mógł teraz o tym myśleć. Stopniowo docierało do niego to, co miały mu do powiedzenia pozostałe zmysły. Najpierw dziwny, mdlący zapach jaki roznosił się w pomieszczeniu. W końcu zaś zdał sobie sprawę z najważniejszego. Krew pulsowała mu pod czaszką tak mocno dlatego, że wisiał głową w dół, zapewne od dłuższego czasu.

Jego nogi były dokładnie skrępowane jakimś rodzajem sznura, za który też przytwierdzono go do stropu jaskini. Ramionami mógł poruszać swobodnie, lecz nie na wiele mu się to zdało. Nie mógł dosięgnąć ani do podłoża, ani do żadnej ze ścian podziemnego pomieszczenia. Był też zbyt potłuczony by się podciągnąć i spróbować uwolnić z więzów. Beznadziejne położenie w jakim się znalazł napełniło go strachem. Czuł, że robi mu się na przemian zimno i gorąco, a na skórze pojawiają się kropelki potu, spływając pojedynczo po jego szyi i twarzy. Wydawało mu się, że słyszy jakiś dźwięk, jakby czyjś oddech lub westchnienie. Nie był jednak pewien czy on sam nie jest źródłem tego odgłosu, wciągając gwałtownie powietrze do płuc raz za razem. A może umysł płata mu figle?

Niemałym wysiłkiem woli uspokoił nieco swój organizm. Odczekał chwilę aż jego serce zwolni nieco swój bieg. Następnie wstrzymał oddech chcąc się upewnić, co do źródła dźwięku. Sekundy ciszy zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Nic, najmniejszego dźwięku. Lingun zaczerpnął haust stęchłego powietrza z uczuciem wyraźnej ulgi. Najwyraźniej był jednak sam. Nie było to wielkie pocieszenie w tej sytuacji, ale pozwalało żywić pewną nadzieję. W końcu o wiele łatwiej się wyswobodzić nie mając nad głową czujnego strażnika, gotowego tę głową błyskawicznie rozwalić.

Należało teraz znaleźć jakiś sposób wykaraskania się z tarapatów. Młodzieniec sięgnął do pasa upewniając się, że nie ma przy sobie swojej broni. O dostaniu się do sztyletu, o ile nadal go miał w cholewie buta - nie mógł nawet pomarzyć. Wszystkim, do czego miał dostęp była jego torba. Przejechał do jej dłonią wyczuwając pod materiałem trzy owalne kształty. Najwyraźniej kamienie nie wypadły, ani nie zostały odnalezione przez tych, którzy go ujęli. Najwyraźniej nie rozumieli znaczenia tych przedmiotów. Być może jednak szczęście mu sprzyjało, przynajmniej w pewnym stopniu.

Najdelikatniej jak to możliwe wsunął dłoń do torby. W tej pozycji jeden nieostrożny ruch mógł sprawić, że kamienie runiczne wypadną z niej na skalne podłoże. Nie miał zamiaru tracić jedynych zapewne narzędzi ratunku, ani też zaalarmować strażników przyczajonych być może gdzieś w oddali. Udało mu się osiągnąć zamierzony cel. Jak zdążył wcześniej zauważyć kamienie różniły się nieco fakturą, więc mógł je teraz rozpoznać kierując się wyłącznie dotykiem. Kamień Światłą był najbardziej gładki, z wyjątkiem pojedynczego wgłębienia biegnącego przez całą długość. Lingun ścisnął znalezisko w palce i w myślach wypowiedział jego imię. Pomieszczenie natychmiast zalała mlecznobiała poświata. Tork zmrużył na chwilę oczy, a następnie rozejrzał się wokół siebie. Miejsce, w którym go uwięziono było sporą jaskinią skalną, wysoką na co najmniej dwa i pół metra, z tylko jednym wyjściem. Przyszły władca spojrzał w górę by przyjrzeć się swoim więzom. Nogi miał mocno owinięte grubym brązowym sznurem, a może korzeniem. Wisiał zaś na wystającym z sufitu występie skalnym, o bardzo nietypowym kształcie trzeba przyznać.

Pierwsze oględziny zdawały się potwierdzić jego przypuszczenia - był tutaj zupełnie sam. Kolejny rzut oka na wąskie wejście do podziemnej groty pozbawił go jednak złudzeń. W samym przejściu bowiem przycupnęła jakaś postać. Z tego miejsca ciężko było orzec o jej wyglądzie, jednak jej rozmiary i nienaturalnie zgarbiona sylwetka utwierdzały go w przekonaniu, że nie jest to istota ludzka. Czymkolwiek był jego strażnik trwał tak nieruchomo, przykucnięty a może skulony. Czemu jednak nie reagował na światło? Nasuwały się dwie odpowiedzi: był pogrążony we śnie lub... martwy.

Lingun znów podniósł wzrok by przyjrzeć się temu, w jaki sposób jego skrępowane nogi są przymocowane do sufitu. W tej pozycji nic by się raczej nie dało zrobić w sprawie więzów. Przy odrobinie wysiłku mógłby się jednak znaleźć na ziemi, a tam uporanie się z nimi powinno być dużo łatwiejsze. Skała, na której był podwieszony przypominała kamienny hak. Gdyby się szarpnął wystarczająco mocno mógłby się z niego zesunąć. Problem tkwił nie tyle w tym, że nie miał ochoty na kolejne twarde lądowanie, co, w tym, że nie chciał powodować niepotrzebnego hałasu. W tej sytuacji pozostawała jeszcze jedna możliwość: Kamień Yel. Wojownik wymacał w torbie odpowiednią runę i szybko sobie przypomniał nauki Mistrzyni, odnośnie korzystania z niej. Zaciskając dłoń na fragmencie skały pomyślał jej miano - zaklęcie, jednocześnie wyobrażając sobie, że się unosi. Zdenerwowanie i krew wciąż pulsująca w głowie skutecznie utrudniały mu to zadanie. Przez kilka pierwszych, niezwykle długich chwil, nic się nie wydarzyło. Potem jednak, stopniowo sznur krępujący nogi mężczyzny oderwał się od kamiennej półki i zsunął z niej. Teraz pozostawało tylko bezpiecznie i cicho wylądować. Zakładając, że działa to podobnie do wznoszenia się, Lingun zaczął intensywnie myśleć o opadaniu. Powoli zaczął się zbliżać do ziemi. Centymetr po centymetrze obniżał swój lot.

Nagle, w skalnym korytarzu na zewnątrz rozległ się przerażający, nieludzki ryk. Dźwięk odbił się od kamieni zwielokrotnionym echem, natychmiast wytrącając mężczyznę z równowagi. Nie mogąc dłużej panować nad Kamieniem Lewitacji, Tork runął na ziemię, nabawiając się kilku dodatkowych sińców. Gwar na zewnątrz wzmagał się i miał nadzieję, że zajmie to jego ewentualnych wrogów wystarczająco, by nie zauważyli jego próby uwolnienia się. Niestety istota przyczajona w przejściu zaczęła się prostować sięgając w końcu podłużną głową niemal do nierównego sufitu. Zamiast jednak udać się w kierunku, z którego coraz głośniej dało się słyszeć odgłosy walki, postanowił wkroczyć do wnętrza kamiennej celi. Lingun wciąż miał skrępowane nogi, więc nie mógł się podnieść, a walka w tej pozycji była skazana na porażkę, zwłaszcza, że nie posiadał żadnej broni. Rozglądał się desperacko w poszukiwaniu jakiegoś kamienia czy jakiegokolwiek przedmiotu, którego mógłby użyć do obrony. Bezskutecznie. Nie pozostało mu nic innego, jak odpychając się rękami cofać się w tył, oddalając od napastnika. Teraz nie miał już wątpliwości, że nie ma do czynienia z człowiekiem. Nieprzyjazna istota była większa niż największy z ludzi i choć sylwetką przypominała nieco przedstawiciela ludzkiej rasy, to była niezwykle nieproporcjonalna. Ogromne ręce zupełnie nie pasowały do reszty ciała obrośniętego rzadkim futrem. Najbardziej nieludzką była jednak głowa stwora - podłużna, zdająca się składać z samej tylko paszczy. Nade wszystko zaś - pozbawiona oczu.

Wszystko wskazywało na to, że to przerażające odkrycie będzie jego ostatnim. Odgłosy walki w oddali zdawały się cichnąć, a przynajmniej przestawał je słyszeć. Nie mógł oderwać wzroku od strasznej istoty, która unosiła właśnie w górę kamienną maczugę. Tymczasem plecy Linguna oparły się o zimną skałę...


cdpn

1 komentarz:

  1. No proszę:) starałam się zaglądać tu zawsze przy okazji wchodzenia na 31. a tu... niespodzianka!:)
    Cieszę się, że wena powróciła.
    Od początku zaciekawiło mnie to opowiadanie i widzę, że nie wybiłeś się :P
    Może pora poinformować innych, że tu wróciłeś.. hm, w każdym bądź razie wracając do samego wpisu...


    Gdy napisałeś o Kamieniu Światła od razu nasunęło mi się pytanie - ale czemu przecież jeśli sprawi, że jasność wypełni celę to strażnicy się zorientują, ale jak widzę strażnik nie ma oczu, więc nie mógł tego zobaczyć. Mógł jedynie przez inne zmysły kontrolować to co się działo.

    Robi się naprawdę ciekawie:)

    Czekam na ciąg dalszy. Mam nadzieje, że czytelnicy nie będą musieli czekać znów tyle czasu... Powodzenia !

    K

    OdpowiedzUsuń