wtorek, 1 listopada 2011

01. Miecz Hekatomby. (część 1)

Ałtanar zawsze był kontynentem rozdzieranym przez wojny. Głównym tego powodem byli Czamarowie, których państwo umiejscowione było w samym jego centrum. Niezmienni od pokoleń, chciwi i okrutni władcy, ambitni dowódcy, spragnieni rozlewu krwi żołnierze. Gdyby chcieli od dawna już mogliby władać Ałtanarem niepodzielnie. Oni jednak wcale nie zamierzali zdobywać ogromnego lądu na własność, nie chcieli podporządkować sobie innych ludów. Chcieli ich gnębić, grabić, mordować zadawać ból i patrzeć jak cierpią. To i tylko to cieszyło Czamarów. Pozostałe ludy drżały przed nimi, zajęte odbudowywaniem swych domostw między jednym a drugim barbarzyńskim najazdem. Wszystkie z wyjątkiem jednego...

Torkowie zamieszkiwali pasmo górskie na wschodzie kontynentu. Ich stolica - Katta - częściowo jedynie wybudowana z wielkich kamiennych bloków, w większej zaś części wykuta w skale, była miastem ogromnym i niemal niemożliwym do zdobycia. Czamarowie przez wiele lat omijali to miejsce uważając jego podbój za niewarty zachodu. Być może tak by już zostało, gdyby pewnego dnia Uatmar, ich ówczesny władca, nie dowiedział się o wielkich bogactwach zgromadzonych w tym mieście. Ponoć Torkowie trudnili się wydobyciem górskiego złota, z którego później wytwarzali zarówno biżuterię jak i przedmioty codziennego użytku. Większość zaś przetapiali tworząc z nich piękne koiry - zdobne monety służące nie za środek płatniczy, a ofiarę dla bogów. Uatmar zapragnął zapełnić swój skarbiec koirami. Rozkazał więc budowę maszyn oblężniczych. Jako, że jego ludzie nie znali się na niczym poza sztuką wojenną zwrócił się z propozycją do grabionych przez siebie narodów. Zaoferował nietykalność każdemu, kto pomoże w zdobyciu Katty. Zwracał część zagrabionego majątku, składał przysięgi, podpisywał traktaty, wszystko byle osiągnąć swój cel. I udało mu się.

Wspólnymi siłami przygotowano potężne machiny, które okutymi w stal taranami i miotanymi z daleka kamiennymi blokami kruszyły mury Katty. Czamarowie wdarli się do środka jak szarańcza wyrzynając obrońców. Ku ich zdziwieniu garnizon Torków był niewielki i składał się jedynie z mężczyzn w sile wieku. W mieście nie było żadnych kobiet ani dzieci. Żołnierze przeszukiwali jaskinie i labirynty kamiennych korytarzy szukając zbiegów, lecz nie znalazły nikogo. Nie udało się również odnaleźć słynnych koirów. Zdobyto jedynie kilka świecidełek znalezionych przy poległych i ozdoby zerwane ze ścian.

Uatmar był wściekły. Nakazał zburzyć Kattę, bez względu na to ile to zajmie. Sztab ludzi pracował więc przy machinach bez wytchnienia ładując kolejne bloki i krusząc piękne niegdyś skalne miasto. Minął tydzień, po nim drugi i trzeci. Uatmarowi doniesiono, że po stolicy Torków nie ma już ani śladu. To jednak nie ukoiło jego gniewu. Zwrócił się przeciwko chwilowym sojusznikom. Ignorując dane im słowo i wszystkie zobowiązania z jeszcze większą zapalczywością napadał ich i gnębił, z nawiązką odbierając im to, co niedawno im zwrócił. W Ałtanarze znów zagościła wojna i chaos. W końcu gniew władcy zelżał, a on sam zdawał się nie pamiętać o Torkach i ich słynnym złocie.

W pobliże Katty przez długi czas nikt się nie zapuszczał. Nie było tam nic wartego oglądania, nikogo nie interesowały ruiny niegdyś pięknego miasta. Uatmarowi jednak nie dawała spokoju myśl o niezmierzonym bogactwie. Po kilku latach wysłał na ziemię Torków niewielką ekspedycję. Jakież było jego zdziwienie, gdy dowiedział się, że Katta została odbudowana w takim samym, jeśli nie wspanialszym kształcie. Znów obudziła się w nim chciwość, po raz wtóry powiedział sobie, że musi zdobyć złoto Torków, za wszelką cenę. Teraz już jednak wiedział, że nie będzie to takie łatwe. Nie dostanie koirów, jeśli sami mu ich nie wydadzą. Pozostawało znaleźć sposób by ich do tego skłonić.

Czamarska armia znów stanęła pod murami Katty. Poranne słońce raz jeszcze oświetliło ogromne machiny, które miały je zrównać z ziemią. Zamiast jednak ruszyć natychmiast do ataku wysłano do Torków poselstwo. Torkowie, choć nieufni, otwarli bramy przed trzema posłańcami. Zaprowadzono ich do dowódcy garnizonu by przedstawili propozycję najeźdźców. Ta zaś była następująca: Uatmar żądał wydania mu wozu wypełnionego złotem w zamian za odstąpienie od zdobywania miasta. Była to ogromna kwota i sam miał wątpliwości czy posiadają takie bogactwo. Ku jego zaskoczeniu Rada Starszych przystała na tę propozycję. Gdy zaś z Katty wytoczył się wielki wóz pełen kosztowności, Lympos, król Torków, zakrzyknął z murów:

Złoty Bóg przemówił i uczynił mnie wykonawcą swej woli! Zażądaliście jednej rzeczy w zamian za pokój, a my spełniliśmy waszą prośbę. Teraz przez sto lat nie wolno wam zbliżać się do naszych murów. Po upływie tego czasu możecie znów przedłożyć swoje życzenie, domagając się jednej i tylko jednej rzeczy z naszego miasta. Jeśli ją otrzymacie - odejdziecie na kolejne stulecie. Jeśli nie - postąpicie z nami wedle swej woli. I tak już będzie po kres czasów. I biada każdemu, kto niezgodnie z tym prawem postąpi, albowiem w męczarniach będzie konał, gdy Złoty Bóg wypełni go swym świętym gniewem!

Po tych słowach zniknął im z oczu. Uatmar zaś za nic miał sobie jego słowa. Nie mógł się wprost doczekać by obejrzeć swą najnowszą zdobycz. Wóz wypełniony był po brzegi złotą biżuterią, dzbanami, misami, fragmentami mebli. Wszystko z drogocennego kruszcu. Nie było w nim jednak żadnych monet. Ani jednego koira! Wściekł się barbarzyński król na myśl, że najcenniejszych swych skarbów mu poskąpili. Wściekł się na wspomnienie słów, w których Lympos dyktował mu warunki i straszył swym nędznym bogiem. Jego, Uatmara, który sam czuł się równy bogom. Popamiętają go jednak, kozie syny! Zburzył Kattę raz, zburzy i drugi.

Tak też się stało. Maszyny znów zabrzmiały śmiercionośnymi mechanizmami. Huknęły tarany, powietrze przecięły ogromne głazy. Katta uległa po raz wtóry i po raz wtóry ulice spłynęły krwią jej obrońców. Czamarowie znów ruszyli skalnymi korytarzami, gotowi je plądrować całymi latami, jeśli będzie trzeba, byle tylko znaleźć więcej złotego kruszcu. Drwili sobie z klątwy Torkowego króla. Drwił z niej i Uatmar, choć przyznać trzeba, że nie przekroczył murów Katty. Czekał na wieści na tym samym wzgórzu, z którego kierował oblężeniem. I doczekał się... Już trzeciego dnia przybiegł do niego przerażony posłaniec. Upadł na twarz i zaczął opowiadać o przerażających scenach, jakich był świadkiem. Nieustraszeni wojownicy zwijali się z bólu i konali na kamiennych posadzkach Torków. Ich ciała płonęły żywcem, ze wszystkich otworów wylewało się płynne złoto, jakby jakaś niewidzialna siła wtłaczała je wprost do ich wnętrzności. Uatmar nie chciał wierzyć tym opowieściom. W pierwszym odruchu zamierzał ukarać tego, kto przyniósł mu to wierutne kłamstwo. Sięgał już po przytroczony do siodła bicz, by smagnąć poddanego po twarzy, gdy ten zaczął się drzeć w niebo głosy i tarzać po trawie. Na jego skórze pojawiły się czerwone bąble, następnie zaczęło się na nim tlić ubranie i włosy. Złoto pociekło z ust, później z uszu i z nosa. Złote łzy wypłynęły razem z białkami oczu. Posłaniec nie mógł już krzyczeć, lecz wciąż targały nim konwulsje. Rozgrzany do białości metal przeżerał się przez ciało niszcząc je doszczętnie, by na koniec wsiąknąć w ziemię, nie pozostawiając po sobie ani śladu.

Tak zginęło dwadzieścia tysięcy czamarskich żołnierzy. Tylko Uatmar przeżył, choć ci, którzy powitali go w stolicy widzieli go już bardziej umarłym niż żywym. Musiał tam jednak dotrzeć by dać świadectwo o tym, co zaszło. By wszyscy wiedzieli, że od tego dnia obowiązywać będzie Prawo Jednego Życzenia. By wszyscy lękali się gniewu Złotego Boga.

cdpn

2 komentarze:

  1. Jak już kiedyś wspomniałam :P Zapowiada się całkiem ciekawe opowiadanie :P ^^ mam nadzieje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem szczerze, że chce się czytać i jestem ciekawa co dalej :)

    OdpowiedzUsuń