piątek, 4 listopada 2011

03. Miecz Hekatomby. (część 3)

- Musi być jakiś sposób! - nie dawał za wygraną Lingun - Skoro miecz tam jest, to moglibyśmy spróbować zejść i...
- Do Akki? - przerwal mu ojciec - Wiesz co mówisz? To otchłań tak głęboka, że gdy wrzucisz do niej kamień nigdy nie usłyszysz echa jego upadku. Choćbyśmy wykorzystali każdy sznur w tym mieście, nie zdołamy przygotować dostatecznie długiej liny, by zejście było możliwe.
Młodzieniec sposępniał. Nie wiedział co na to odpowiedzieć. Ostatnie słowa Trady zdawały się wciąż wisieć w powietrzu. Kołatały się w głowach zebranych, choć w sali zapanowała absolutna cisza. Wtem otworzyły się drzwi główne i stanęła w nich Marel - Mistrzyni Runów. Oczy wszystkich zgromadzonych zwróciły się ku niej, a ona, jakby w odpowiedzi na dręczącą ich myśl zakrzyknęła:
- Znalazłam!

- Co takiego znalazłaś? - dopytywał władca, widząc idącą ku niemu kobietę.
- Sposób... by bezpiecznie zejść do otchłani. I wyjść. - uśmiechnęła się.
Nikt się nie odezwał. Mistrzyni Runów większość czasu spędzała wertując pożółkłe księgi oraz gapiąc się w skały, co nazywała "czytaniem kamieni". Większość mędrców, jak również sam władca, uważała ją za kogoś pośredniego między kuglarzem, a pomyleńcem. Teraz, gdy szła w ich kierunku taka rozpromieniona pomimo całej tej sytuacji, zaczęli się obawiać, że bliżej jej do tego drugiego. Jeden ze starszych odezwał się w końcu, nie dowierzając:
- I... jak zamierzasz tego dokonać?
Marel nic nie odrzekła. Nie zatrzymując się nawet włożyła dłoń do obszernej kieszeni swego płaszcza i szepnęła jakieś krótkie słowo. A gdy zrobiła kolejny krok jej stopa zawisła kilka centymetrów nad ziemią. Po chwili oderwała od kamiennej posadzki także drugą, stawiając ją na niewidzialnym stopniu powyżej pierwszej. Wszyscy oniemieli widząc Mistrzynię spacerującą po nieistniejących schodach. Była już w połowie drogi do sklepienia, gdy się zatrzymała, a w końcu zaczęła delikatnie opadać i wylądowała na środku komnaty. Z kieszeni wydobyła niewielki kamień, idealnie mieszczący się w dłoni. Jego powierzchnia zdawała się błyszczeć lub.. świecić, przynajmniej w pierwszej chwili. Później bowiem stał się zwykłym kawałkiem ciemnego kamienia z wyrytym na wierzchu osobliwym symbolem.
- Panie - odezwała się do Trady pokazując mu swe odkrycie - Oto jest...
- ...Runa Yel... - przemówił jeden z mędrców
- ...Kamień Lewitacji... - dodał drugi
I nikt nie uważał już Marel za niespełna rozumu.

- Doskonale! - cieszył się Lingun, gdy wyjaśniono już pokrótce jak Marel weszła w posiadanie legendarnego niemal, kamienia runicznego. - Teraz możemy odnaleźć Miecz!
- "My" nie możemy. - odparła Mistrzyni. - Tylko jeden śmiałek.
- Nie możesz zrobić więcej kamieni? - dopytywał Trada
- Niestety. Ta bryłka zawiera w samym centrum kamień księżycowy, niezwykle rzadki w naszych górach. Poza tym kolejny kamień musiałby mieć inny układ runów, a udało mi się odnaleźć tylko ten. Prawdopodobnie jest to jedyny układ. W księgach ani razu nie wspomina się o tym, by kiedykolwiek istniały dwie runy Yel.
- W takim razie ja zejdę do Akki - zawyrokował syn władcy.
- Co takiego? - zdziwił się Trada. - W żadnym wypadku!
- Dobrze wiesz, że tak musi być. Władcy Torków zawsze brali odpowiedzialność za los swego ludu. Ty jesteś już za stary by to zrobić, dlatego odpowiedzialność spoczywa na mnie. Ja pójdę!
Władca górskiego ludu zamilkł. Szukał pomocy w twarzach mędrców, lecz odpowiadały mu jedynie skinienia głowy. Wszyscy znali tradycję równie dobrze jak on sam. Tak musiało być.

- Dostaniesz ode mnie trzy kamienie - rzekła młodzieńcowi Mistrzyni Runów, gdy dwaj osiłkowie odsłaniali wejście do otchłani Akka.
- Każdego używa się podobnie. Trzeba go trzymać w dłoni i skupić myśli na jego imieniu. Pierwszy już znasz - to Yel, Kamień Lewitacji. Nie mamy czasu byś ćwiczył używanie go. W drodze w dół wystarczy, że ściśniesz go mocno. Magia kamieni nie pozwoli ci zginąć od upadku. Aby się wznieść trzymając go wypowiesz w myślach "Yel" i wyobrazisz sobie, że Twoje stopy odrywają się od podłoża. Dalej powinno pójść łatwo.
Lingun skinął głową, a kobieta sięgnęła po drugi kamień. Był prawie zupełnie biały, podobny do wapienia.
- To jest Yul, Kamień Światła. Pozwoli ci odnaleźć drogę w ciemnościach Akki. Pomyśl jego imię, a rozproszy nawet największy mrok.
Młodzieniec schował kamień do torby, a Marel pokazała mu trzeci, nieco mniejszy od pozostałych. Czarny, połyskujący ciemną zielenią.
- A tu masz Yif, Kamień Szukania. Służy do odnajdywania podobnych do siebie przedmiotów. Jeśli uderzysz nim ostrze swojego miecza, każdy inny oręż w pobliżu odpowie ci takim samym dźwiękiem. A nie słyszałam, by do otchłani zrzucono jakąś broń poza Mieczem Hekatomby.
I ten kamień znalazł swoje miejsce w torbie.
Mistrzyni usmiechnęła się.
- Wierzymy w ciebie!
Jako drugi podszedł do niego mędrzec Argis niosący zwitek materiału.
- Ode mnie przyjmij tę chustę. Nasączyliśmy ją specjalnymi olejkami, dzięki którym może powstrzymać działanie sił magicznych. Gdy już odnajdziesz Miecz pod żadnym pozorem nie dotykaj go gołą dłonią. Posłuż się tym materiałem, a na wszelki wypadek złap za ostrze.
Znów skinienie i nieśmiały uśmiech. Cienka tkanina zawędrowała do torby. Przed młodzieńcem zaś stanął Trada. W tej szczególnej chwili, nie był jednak jego ojcem. Choć serce mu krwawiło nie mógł sobie pozwolić na okazanie słabości. Był człowiekiem gór. Nie żegnał ukochanego syna, lecz wojownika, który miał ocalić cały naród. Jak każdy władca Torków, który musiał sprostać Prawu Jednego Życzenia - musiał poświęcić wszystko, co było konieczne.
- Wróć do nas - powiedział spokojnie kłądac mu dłonie na ramionach. - I spiesz się! Zostało niewiele czasu!
- Wrócę. - odparł jedynie Lingun i szybko odwrócił głowę. Nie oglądając się już na nikogo podszedł do skalnej studni prawie tak dużej, jak główne wejście do pałacu. Wziął głeboki oddech, ścisnął w dłoni kamień Yel i zrobił krok naprzód, opadając w ciemność otchłani Akka.

Wszyscy usłyszeli pełen przerażenia krzyk. Tylko przez krótką chwilę, później wszystko ucichło. Jedynie Trada wpatrywał się w mroczną głębinę, nie mogąc się uwolnić od tego potwornego dźwięku. Wydawało mu się, że nigdy już się nie uwolni.

cdpn

2 komentarze:

  1. Hmmm czytam, czytam, czytam.... KONIEC?! pff. I znowu będę musiała czeeekać na kolejny rozdzialik? Kurczę no :P kończyć w takim momencie :P bezczelnie :P ;)))

    Dobrze jest, ale faktycznie mogłeś rozwinąć :)
    Hmm wprowadzenie tych kamieni było nawet całkiem ciekawe. Zastanawiam się co napotka na swej drodze syn Władcy ^^ hmmm...
    Cóż. Czekam na kolejny wpis ! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyta się przyjemnie i łatwo. Fajne jest to, że w momencie kiedy wydaje się że to już koniec, nagle ukazuje się wątek, który kontynuuje opowiadanie. Jest to efekt zaskoczenia i bardzo dobrze :) Idąc tym tropem Linguna czeka pewnie kilka ciekawych przygód wewnątrz Akki. Czekam na ciąg dalszy :) chętnie przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń