wtorek, 1 listopada 2011

02. Miecz Hekatomby. (część 2)

Strach wsączył się w serca Czamarów jak zaraza. Po raz pierwszy w swej pełnej podbojów i zbrodniczej chwały historii doświadczyli takiej klęski. Zrozumieli, że istnieje siła, o której nie mieli dotąd pojęcia. Siła, której nie rozumieją, a która może ich zniszczyć w mgnieniu oka i nie ochronią ich przed nią ani miecze ani mury. Nie tylko zapomnieli o upragnionym złocie Torków. Przerażeni, postanowili nie zbliżyć się nigdy więcej do ich ziem, a nawet wymazać z pamięci ich imiona. Zamknęli się za murami własnych miast, zaprzestali wojen. Nigdy nie mieli własnych bogów, do których mogliby się zwrócić. Składali więc swe prośby w stronę jedynego bóstwa, którego istnienia nie ośmielali się negować - do Złotego Boga. Prosili go by ich zaniechał, by pozwolił im żyć w pokoju. I rzeczywiście, nastał czas pokoju dla całego Ałtanaru.

Uatmar zmarł kilka miesięcy po powrocie z Katty. Tron przejął jego następca, a po nim kolejni. Lata mijały i życie zdawało się wracać do dawnego rytmu. Nikt więcej nie zginął dotknięty gniewem boga Torków. Czamarowie odetchnęli z ulgą. Uwierzyli, że tak długo jak będą się trzymać z dala od górskiej fortecy będą bezpieczni. W końcu znów otworzyli swe bramy i na powrót zaczęli ciemiężyć okoliczne ludy. Zapuszczali się coraz dalej i dalej w głąb kontynentu grabiąc i mordując bez opamiętania. Do Katty jednak nie ośmielali się zbliżać. Gdy jednak minęło stulecie przypomnieli sobie o słowach przepowiedni, o koirach, których tak pożądał Uatmar. O Prawie Jednego Życzenia. Zebrano więc zbrojny oddział, na czele którego stanął sam władca i wyruszono by przedstawić swe roszczenia. Zażądano jednego koira, wierząc, że Torkowie nigdy nie wydadzą swojej świętej monety. Ci zaś poprosili o jeden dzień i jedną noc zwłoki, na odprawienie modłów. Zgodzono się bez zastrzeżeń. Czekali sto długich lat, mogli poczekać jeszcze jedną dobę. Ponadto przekonani byli, że wrogowie nigdy nie przystaną na ich żądania i chcą jedynie odwlec chwilę swej klęski. A jednak po kilku chwilach otwarły się bramy Katty i przyniesiono drewnianą szkatułę, a w niej pojedynczą monetę na atasowej poduszce. Najeźdźcy musieli odejść.

Czas płynął i płynął niezmiennie. Co sto lat kolejny władca Czamarów brał w dłonie świętą monetę i bluźnierczo obracał ją w dłoniach zastanawiając się czego mieszkańcy gór nigdy nie wydadzą, zdając się tym samym na jego łaskę. Zbierała się wielka rada, na której podsuwano mu prześwietne - w uznaniu ich autorów - pomysły. A później delegacja udawała się na to samo od wieków miejsce, przedstawiała treść życzenia i niezmiennie otrzymywała to o co prosiła. Bez względu czy była to złota korona, lewa dłoń króla Torków czy też jego jedyna córka. Choć serca mieszkańców Katty rozrywał żal, a kamiennymi ulicami płynęły łzy wiedzieli, że płacą za coś, co warte jest każdej ceny. Kupowali sobie pokój. Kupowali przyszłość swym dzieciom.

Minęło pięć stuleci od dnia, w którym ustanowiono Prawo Jednego Życzenia. Ałtamar zmienił się nie do poznania. Ludności przybyło, miasta rozrosły się i wypiękniały, wybiły w gorę strzelistością wysokich budynków. Była w tym niemała zasługa Czamarów, którym znudziło się życie barbarzyńskiej hordy. A może.. było w tym coś jeszcze? Jeśli bowiem pragnienie wojny nieco w nich osłabło, to chciwość nie ucichła nigdy. Teraz, gdy nastał pokój, mogli znowu wraz z sąsiadami knuć przeciw Torkom. Pospołu mogli wysyłać w góry szpiegów by poznać ich skarby i tajemnice. Ramię w ramię naradzać się, co przedmiotem kolejnego Życzenia uczynić. I uradzili.

W górach znów rozniosło się echo kopyt czamarskich koni. Tym razem wyruszył już nie oddział a cała armia, przeszło trzydzieści tysięcy rycerzy. Wszyscy dumni, pewni siebie, paradnie ubrani. Przekonani, że tym razem nie powrócą z niczym. Tym razem zabiorą ze sobą skarby Złotego Boga, a na jego wyznawcach wywrą straszliwą zemstę. Odpłacą im się za tragedię  jaka spotkała ich przodków, za pięć wieków upokorzeń. A gdy przybywyli na miejsce i zbliżył się posłaniec Torków by wysłuchać ich woli, młody książe Eatke rzekł:
- Zgodnie z Prawem Pierwszego Życzenia przybywamy, by jednej jedynej rzeczy z waszego miasta zażądać. Wydajcie nam ją, a odejdziemy w pokoju.
- Czego sobie życzycie, Wielmożny Panie? - spyta nieśmiało chłopak.
- Życzymy sobie, by przekazano nam Miecz Hekatomby!
Młodzieniec pobladł na te słowa, lecz powiadał dalej to, co było jego powinnością.
- Czy uszanujecie tradycję i ofiarujecie nam jeszcze jeden dzień, abyśmy mogli odprawić modły?
- Oczywiście - odparł Eatke bez wahania. A gdy posłaniec ukłonił się i prędko oddalił w stronę miasta, młody władca uśmiechnął się do siebie i wciągnął nosem powietrze. Zdawało mu się, że czuje już zapach triumfu.

Trada, władca Torków przechadzał się wzdłuż sali obrad. Ręce miał założone za siebie, czoło zmarszczone obawą. Każdy jego krok na kamiennej posadzce niósł się echem po kamiennej komnacie. Zdawało się, że z każdym kolejnym krokiem przybywało mu siwych włosów. Wokół komnaty z posępnymi minami siedzieli mędrcy. Wszyscy z wyjątkiem Mistrzyni Runów. Na podwyższeniu Lingun, jego jedyny spadkobierca. Wszyscy milczący, nikt nie ośmielał się zakłócać władcy rozmyślań. W końcu monotonię stukania podbitych butów przerwał niecierpliwy głos młodzieńca.
- Przecież to tylko legenda. Nie mamy Miecza Hekatomby. Nie mogą go od nas żądać!
Trada zatrzymał się, spojrzał na syna. Wciąż jednak milczał. Czekał.
- To nie legenda, mój panie - odezwał się do księcia Dunin, jeden ze Starszych - Miecz istnieje naprawdę...
- Skoro tak - odparł nieco tylko zbity z tropu Lingun - to oddajmy im go, jak nakazuje Prawo.
- To nie takie proste! - przerwał dyskusję Trada.
Znów nastała chwila pełnej napięcia ciszy. Władca podszedł do swego tronu i usiadł obok swego syna.
- Co wiesz o tym ostrzu? - zapytał.
- Ponoć to podarunek dla naszego ludu od samego Złotego Boga. Służyło składaniu ofiar. Ten kto ujął je w dłonie wpadał w amok. Nie mógł nad sobą zapanować i nie mógł zostać przez nikogo zatrzymany, póki ostrze nie spłynęło krwią stu zabitych... Ale to przecież nie może być... - głos uwiązł mu w gardle.
Trada tylko skinął głową. Przez dłuższą chwilę trzymał dłoń przyciśniętą do ust, jakby nie chciał by wydostały się z niej następne słowa. Mimo wszystko kontynuował.
- Przez wiele lat miecz ukryty był w skarbcu i pilnie strzeżony. Nikt nie miał do niego dostępu. Pozornie... Pewnego dnia, zanim jeszcze się urodziłem, komuś udało się do niego dostać. Nie wiem jak można było pożądać tego przeklętego artefaktu. A jednak ktoś taki się znalazł. Położył dłonie na rękojeści i zgodnie z legendą wpadł w szał zabijania. Nikt nie mógł go powstrzymać. Nie imały się go ani miecze, ani włócznie, ani strzały. Nie dało się go zranić. Po prostu szedł ulicami Katty niosąc śmierć, nie bacząc na to komu. Mężczyźni, kobiety, dzieci - wszyscy ginęli z jego ręki. A w końcu ofiara dopełniła się. Miecz wypadł mu z dłoni, wszystko dobiegło końca. Gdy mój ojciec, a twój dziadek, zobaczył stolicę skąpaną we krwi, pogrążoną w żałobie, zrozumiał, że taka tragedia nie może się powtórzyć. Ostrze owinięto płótnem i za pomocą specjalnych tyczek umieszczono w kamiennej skrzyni. I zrzucono je do otchłani Akka.
- Ale... - Lingun był oszołomiony tymi wieściami. Wreszcie dotarła do niego groza sytuacji. - wszystko co wpada do Akki ginie na zawsze. Jeśli miecz przepadł... - w jego głosie zaczynała pobrzmiewać nuta nadziei - to nie ma go już w mieście. To niezgodne z Prawem Pierwszego Życzenia! Nie możemy wydać czegoś, czego nie mamy!
Trada pokręcił jedynie głową.
- Tradycją Torków jest, że nie opuszczają gór. Tu się rodzimy i umieramy, tu spoczywają nasze szczątki i największe skarby. Dlatego właśnie zrzucamy szczątki zmarłych do Akki zamiast je palić na stosach jak inni. W ten sposób nie opuszczają gór. Otchłań jest bowiem ich częścią. Jest częścią miasta.
- A więc... - głos mu się na chwilę załamał - Miecz znajduje się w stolicy, ale nie możemy go wydać?
Nikt się nie odezwał. Stroskane spojrzenia starców stanowiły jedyne potwierdzenie.

cdpn

3 komentarze:

  1. Jestem bardzo ciekawa co wymyślą, aby odzyskać ten miecz...? =)
    Swoją drogą pomysł ciekawy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. czytamy dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. 38 year old Database Administrator III Xerxes Vowell, hailing from Happy Valley-Goose Bay enjoys watching movies like Sukiyaki Western Django and Soapmaking. Took a trip to My Son Sanctuary and drives a Ferrari 250 GT LWB Tour de France. przydatne odnosniki

    OdpowiedzUsuń